mat, mógł żądać od niego daleko straszniejszych poświęceń, aniżeli tej miłostki, do której nie przywiązywał nigdy wagi. Jednakże trudniej to było zerwać, aniżeli sobie wyobrażał.
Stanowczo i wyraźnie odprawiona, ciągle powracała, niezrażając się tem, że się z nią nie chciał widywać, że zastawała drzwi zamknięte, że wydał surowy rozkaz, by jej nie dopuszczono. „Nie mam miłości własnej“ pisała. Pilnowała się godziny, w której przychodził do restauracyi na obiad; oczekiwała go przed kawiarnią, gdzie czytywał gazety a wszystko to bez łez, bez scen. Jeśli był w towarzystwie, szła tylko za nim, czyhając na chwilę, kiedy pozostanie sam.
— Chcesz mię dziś wieczór?... Nie... To innym razem. — I odchodziła z łagodną rezygnacyą kramarza wędrownego, który poraz setny towary swoje pakuje, pozostawiając mu wyrzut snmienia za nieczułość i upakarzające kłamstwa, jakie bąkał przy każdem spotkania. „Egzamin się zbliża... Czasu nie mam... Potem, później, jeśli ci jeszcze zależy na tem...“ W rzeczywistości liczył na to, że zdawszy egzamina, spędzi na południa miesiąc wakacyj, ona zaś przez ten czas zapomni o nim.
Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/044
Ta strona została skorygowana.