Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/048

Ta strona została skorygowana.

sztoku. On za to, odkąd miał przy sobie kochankę, stał się drażliwym na okoliczności, które za kawalerskiego życia były mu prawie obojętne. Te stosunki jednonocne korciły go, i wywoływały niesmak, jak klatka w ogrodzie botanicznym, w której małpy naśladują wszystkie poruszenia i objawy miłości ludzkiej. Niecierpliwiło go i to, że dwa razy dziennie musieli się pokazywać w restauracyi, na bulwarze Ś-go Michała, w ogromnej sali, pełnej studentów, uczniów Szkoły sztuk pięknych, malarzy, architektów, którzy nie znając go osobiście oswoili się jednak z jego twarzą, już bowiem od roku tam jadał.
Rumienił się, otwierając drzwi, bo wszystkie te oczy zwracały się ku Fanny. Wchodził z wyzywającą a nieśmiałą miną, jak to jest zwyczajem bardzo młodych chłopców, gdy towarzyszą kobiecie. Lękał się też spotkać którego naczelnika z ministeryum, albo kogoś ze swoich stron. Zresztą i względy ekonomiczne grały niemałą rolę.
— Jakaż tu drożyzna!... — mówiła ona codzień, zabierając z sobą i roztrząsając podany im rachunek za obiad. — Gdybyśmy byli na swo-