ne narodziny, pozbawiły ją na zawsze sił żywotnych. Co się zaś tyczy stryja Cezarego, męża Diwony, było to stare dziecko, którego nie puszczano w podróż, bez opieki.
Fanny znała teraz całą rodzinę. Gdy odbierał list z Castelet, u dołu którego bliźnięta dodały kilka wierszy grubem pismem swych drobnych paluszków, czytała go po przez ramię Jana, rozrzewniając się wraz z nim. On o jej życiu nic nie wiedział i o nic nie pytał. Mając piękne, nieświadome siebie, samolubstwo młodości, ani zazdrościł, ani się niepokoił. Pełen własnego życia, przelewał na zewnątrz jego nadmiar, myślał głośno, wyjawiał się, podczas gdy ona milczała.
Dni i tygodnie mijały w błogim spokoju, raz tylko, chwilowo, przerwanym przez okoliczność, która wzruszyła ich bardzo, lecz każde odmiennie. Zdawało jej się, że jest w odmiennym stanie i oznajmiła mu to, z taką radością, że musiał ją podzielać. W głębi duszy lękał się. Dziecko... w jego wieku!... Cóżby z niem zrobił? Czy musiałby je przyznać?... I jakiż to zakład pomiędzy nimi, jakie zawikłanie przyszłości!
Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/056
Ta strona została skorygowana.