Najpierw przybiegli państwo Hettóma, potem odźwierny i policya... Wołano:
„Zasuńcie blachę! wyjdźcie na dach! wody, wody! Nie, kołdrę!“
Jan i Fanny z osłupieniem przyglądali się temu mieszkanku, tak zaludnionemu teraz i brudnemu. Skoro ustał ruch, przygaszono ogień i rozproszyła się czarna gromada ludzi, którzy stali na ulicy pod lampami gazowemi, gdy uspokojeni sąsiedzi powrócili domów, wśród tej kałuży z wody pomięszanej z sadzami, wśród mebli poprzewracanych i kapiących wodą, ogarnęło kochanków jakieś niedołęztwo, jakaś lękliwość opanowała ich tak dalece, że nie byli w stanie wszcząć nanowo kłótni, ani nawet uporządkować sobie pokoju. Coś złowrogiego i nizkiego wplotło się w ich życie: zapominając o dawnym wstręcie, poszli na noc do hotelu.
Poświęcenie Fanny na nic się nie przydało. Z tych listów już nieistniejących, spalonych, frazesy zapamiętane ścigały Jana, wywołując rumieniec na twarz, jak niektóre ustępy w książkach sensacyjnych. A ci dawni kochankowie Fanny byli prawie wszyscy znakomitymi ludźmi. Zmarli, zdobyli sobie nieśmiertelność; żyjących, wszędzie się napotykało wizerunki
Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/085
Ta strona została skorygowana.