Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/143

Ta strona została przepisana.

ła chęć pocałować te ramiona, rozpleść te r?ce zimne i gładkie, usłyszeć: „Safo dla ciebie, tylko dla ciebie!“ Koszący ten obraz ruszał się z miejsca, gdy odchodził, szedł z nim, towarzyszył mn na Wspaniałych wschodach. Imię Safony wyglądało dlań rytmiczne poruszające się wahadło w staroświeckim zegarze; wiatr szeptał je w długich korytarzach, z kamienną zimną posadzką letnich apartamentów; imię to napotykał w tej bibliotece wiejskiej, w starych książkach z czerwonemi brzegami stronic, pośród których znajdowały się jeszcze okruszyny podwieczorków z jego lat dziecięcych. To uporczywe wspomnienie kochanki ścigało go aż do pokoju matki, gdzie Diwonna czesała jej piękne, białe włosy, odbijające od twarzy spokojnej i różowej, pomimo rozlicznych i nieustannych cierpień.
Aa, oto nasz Jan... — mówiła matka, ale Diwonna z tą szyją obnażoną, w czepeczku i z podwiniętemi rękawami do zajęcia, które było jej wyłącznym przywilejem, przypominała mu inne przebudzenia, uprzytomniała kochankę, wyskakującą z łóżka, we mgle pierwszego papierosa. Gniewały go podobne myśli, zwłaszcza