— Tak, czekałam na ciebie...
Ponieważ, z powodu zajęć rozlicznych, mało się widywała w ciągu dnia z mężem uwielbianym, wieczorem spotykali się tam zwykle, żeby się przejść i pogawędzić ze sobą. Bądź-to z powodu krótkiej sceny między nią a Janem, którą, po chwili rozmysłu, aż nadto dobrze zrozumiała, bądź, że ją wzruszyły cołodzienne ciche łzy biednej matki, głos Diwonny drżał nieco i okazywał niepokój, osobliwy, ze względu na jej równe usposobienie i całkowite oddanie się obowiązkom. „Czy ty co wiesz? Dla czego on tak prędko odjechał?...“ Nie wierzyła w tę historyę o ministerynm, podejrzewając raczej jakąś nieszczęsną skłonność, odrywającą chłopca od rodziny, „w tym ohydnym Paryżu grozi tyle niebezpieczeństw, tyle zgubnych znajomości!“
Cezary, nie umiejący nic ukrywać przed nią, przyznał, iż rzeczywiście, wplątała się kobieta w życie Jana... „ale dobra istota, niezdolna odstręczać go od domu“. Opisywał jej poświęcenie, listy czułe a nadewszystko chwalił dzielne postanowienie wzięcia się do pracy: co się jednak tej chłopce wydawało rzerzą zupełnie naturalną.
Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/147
Ta strona została przepisana.