Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/195

Ta strona została przepisana.

skrytym i pomimo to, że go psuli i dogadzali mu, nie dawał im się przyswoić, jakgdyby „Menina“ umierając, pozbawiła go wszelkich objawów uczucia. Fanny zdołała czasem przytrzymać go chwilkę na swych kolanach, dla tego, że „ładnie śmierdziała“, ale względem Gaussina, tak łagodnego w obejściu z nim, był to zawsze ten sam zwierz dziki z okiem podejrzliwem i wyciągniętemi szponami.
Niepohamowany i prawie instynktowny wstręt dziecka, złośliwość ciekawa małych niebieskich oczek, z rzęsami jak u albinosa a głównie ślepe i nagłe uczucie Fanny dla tego przybysza, który niespodzianie wplątał się w ich życie, wszystko to zakłócało spokój kochanka nowem podejrzeniem. Może to jej dziecko, oddane na wychowanie mamce lub macosze? Śmierć Machaume, o której właśnie doszła ich wiadomość, wyglądała na zbieg okoliczności, usprawiedliwiający jego udręczenie. Czasami, w nocy, trzymając tę rączkę, mocno uczepioną jego ręki, bo w tym bezwiednym stanie snu i widziadeł, zdawało się zawsze dziecku, że ma przy sobie „Meninę“, zapytywał je, pełen zewnętrznego a tajonego wzburzenia: „Kto ci dał życie? Kto jesteś?“ w nadziei, że udzielające się ciepło