Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/202

Ta strona została przepisana.

zmęczony, zgarbiony, jakby stary ogrodnik, podczas, kiedy przed nim matka i dziecko podążali razem.
Józio, wystrojony i nieswobodny, w garniturze z „Belle-Jardiniére“, w którym nie mógł biegać, ona, w szlafroczku jasnym, z gołą głową i szyją, tylko przysłonięta parasolem japońskim, miała figurę rozrośniętą, chód ociężały a w pięknych jej warkoczach przebijał duży promień siwizny, której już nie starała się ukrywać.
Przed nimi, poniżej, spuszczali się ścieżką państwo Hettéma, w olbrzymich kapeluszach słomkowych, jakby rycerze tuaregscy, przybrani w czerwoną flanelę, dźwigając wiktuały, wędki do łowienia ryb, siecie, więciorek na raki; żona, dla ulżenia mężowi, śmiało przewiesiła sobie na kolosalnych piersiach róg myśliwski, bez którego rysownik nie rozumiał wycieczki w las. Idąc, śpiewali:

 
Lubię słyszeć gdy wiosła
Wieczorem pruje fale;
Lubię jelenia gdy ryczy...

Repertuar Olimpii tych ulicznych czułostek, był niewyczerpany i ze względu na to, gdzie je