mieszkania, przy ulicy de Rome — i rano, robotnicy, dążący z przedmieść, na zarobek, podnieśli go z roztrzaskaną czaszką z chodnika, przed jego bramą. Umarł wskutek takiegoż samobójstwa, jak ta kobieta, z takiemże samem konaniem, tak samo zgruchotany, z rozpaczy wyskoczywszy na ulicę.
W półcieniu pracowni cisnął się tłum artystów, modelek, aktorek, wszystkich co tańczyli, wszystkich co wieczerzali na jego ostatnich zabawach. Był to szmer, szeptanie, szepty, szum przytłumiony, jak zwykle w kaplicy, przy krótkich płomieniach świec woskowych. Przyglądano się, poprzez pnącze i liście, zwłokom w jedwabnej materyi w kwiaty złote i w turbanie na głowie, dla przysłonięcia ohydnej rany. Wyciągnięty w całej swej długości, z białemi rękami, co bezwładnie spadając, cechowały sen śmierci, leżał Déchelette na nizkiej sofie, w cieniu glicynii, gdzie Gaussin i kochanka jego zapoznali się, w ową noc balową.
Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/226
Ta strona została przepisana.