Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/252

Ta strona została przepisana.

psu, skruszonej na tysiączne kawałki... to mój posąg, co miał iść do następnego „Salonu“, młotem go rozbiłem... Oto, co sobie robię z rzeźby i jakkolwiek jest kuszącą fizyonomia pana...
— Gaussin d’Aimandy... prezesa...
Stryjaszek uprzytomniał sobie wszystkie swe tytuły, ale ich było za dużo: Caoudal przerywając mu, zwrócił się do młodzieńca:
— Przyglądasz mi się, Gaussin? Zauważyłeś żem się zestarzał...?
Rzeczywiście wyglądał na swój wiek, w tem świetle padającem z góry na szramy, wklęsłości i obrażenia tej zmordowanej i hulaszczej głowy, na lwią grzywę, wytartą miejscami jak stary dywan, na policzki obwisłe i miękie, na wąs, jakby z metalu ze startem złotem, którego już mu się nie chciało fryzować i farbować... Na co? Cousinard, mała modelka, uciekła. „Tak, mój drogi, z moim snycerzem odlewaczem; jestto gbur nieokrzesany, ale ma lat dwadzieścia...!“
Zapalczywie, ironicznie wyrzucił on z ust te wyrazy, biegając po pokoju i kopnął nogą, zawadzający mu na drodze stołek. Naraz stanąwszy przed zwierciadłem, zdobnem w kwiaty