Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/256

Ta strona została przepisana.
XII.

— Jakto ty? Tak wcześnie powracasz!...
Nadchodziła z głębi ogrodu, z pełną suknią jabłek, co pospadały i dążyła po wschodach krużganku bardzo szybko, trochę zaniepokojona nieswoją i zaciętą jakąś miną kochanka.
— Co się stało?
— Nic, nic... to ta pogoda, to słońce... Chciałem skorzystać z ostatniego pięknego dnia, żebyśmy się przeszli po lesie we dwoje... Chcesz?
Wydała krzyk ulicznika, jak zwykle, kiedy ją coś ucieszyło. „To gratka!...“ Od miesiąca przeszło nie wychodzili, zamurowani w domu z powodu deszczu i wichru listopadowego. Na wsi niezawsze wesoło; żyje się tam jak w arce Noego, pośród zwierząt. Musiała wydać niektóre rozporządzenia, gdyż państwo Hettéma mieli przyjść na obiad, czekając na Pavé des Gardes, Jan przyglądał się ich dom-