Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/271

Ta strona została przepisana.

mięta jak ulicznica, która tylko co uszła łowów Policyi — oto Fanny. Oddycha chwilę; jej biedne, palące oczy mrugają wobec światła i zwolna pod wpływem ciepłego domku tego, stołu wesoło zastawionego, na wspomnienie szczęśliwych dni, znowu wpada W płacz, przerywany słowami:
— Opuszcza mię... żeni się!...
Hettéma, żona jego, posługująca im chłopka, 8poglądają na siebie i na Jana. „Zjedzmy obiad, swoją drogą“ — odzywa się grubas, przez którego przebija wściekłość. Szczęk łyżek przy łakomo pochłanianej zupie, miesza się ze szmerem wody w sąsiednim pokoju, gdzie Fanny obmywa sobie twarz gąbką. Gdy wróciła sina od Pudru, w białym wełnianym peniuarze, Hettémowie spoglądali na nią trwożnie, oczekując nowego wybuchu. Z wielkiem zadziwieniem zauważyli oni, że się w milczeniu rzuca na półmiski, łakomo jak rozbitek, napełniając pustkę, spowodowaną zmartwieniem i otchłań swych krzyków, wszystkiem co jej pod rękę podpada: chlebem, kapustą, skrzydełkiem perliczki, jabłkami. Je, je...
Z początku rozmawiano z przymusem, potem jednak swobodniej i jak zwykle przy Hetté-