Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/289

Ta strona została przepisana.

Bądź zdrów, mój miły... wracam do naszego domku...“
Czytając, z okiem łzami zamglonem, przypomniał sobie takąż samą scenę przy ulicy de l’Arcade, boleść kochanka odepchniętego, list wsunięty pod drzwi i niemiłosierny śmiech Fanny. Czy go więcej kocha, niż on Irenę! Albo też czy mężczyzna, bardziej od kobiety wplątany w walkę interesów i życie, nie jest jak ona, wyłącznym w kochaniu, nie zapomina o świecie, nie obojętnieje na wszystko, co nie jest jego namiętnością, pochłaniającą i jedyną? Te katusze, ta dręcząca litość, koiły się tylko przy Irenie. Tam dopiero cierpienie zwąlniało, topniejąc pod lubym i promiennym błękitem jej spojrzeń. Czuł tylko wielkie znużenie, pokusę — oprzeć głowę na jej ramieniu i nic nie mówiąc, nie poruszając się, pozostawał pod jej osłoną. „Co panu jest? — pytała... Czy nie jesteś szczęśliwy?“
Owszem, bardzo szczęśliwy. Ale czemu szczęście jego złożone z tylu smutków i łez? Chwilami byłby jej chciał wszystko powiedzieć, jak przyjaciółce inteligentnej i dobrej; nie pomnąc szalony, jak podobne zwierzenia zakłócają dusze całkiem świeże, jak nieuleczalne rany mogą