Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/292

Ta strona została przepisana.
XIV.

— Tak, mój drogi, skończył życie dzisiejszej nocy, na rękach Rozy... zaniosłem go właśnie do wypychania.
De Potter, muzyk, którego Jan spotkał, wychodząc ze sklepu przy ulicy du Bac, uczepił się go, party potrzebą wylewu uczuć, bynajmniej nielicującą z jego fizyonomią zimną i ostrą aferzysty i opisywał męczeństwo biednego Bichito, którego zima paryzka zabiła. Kurczył się z zimna, pomimo obsłonek z waty i knota palącego się na spirytusie od dwóch miesięcy, pod jego gniazdkiem, jak się zwykło robić z dziećmi, przedwcześnie urodzonemi. Wszystko to nie pomagało: drżał ciągle i poprzedniej nocy, podczas kiedy go wszyscy otaczali, ostatni dreszcz przeszedł go od głowy do ogona; zmarł jak dobry chrześcianin, dzięki potomkom wody święconej, jaką, na jego skórę