A ponieważ był szczerym i uczciwym południowcem, więc to Non! Non! Non! brzmiało w jego wymowie jako:
— Nau! Nau! Nau!
A wtedy pani Bézuquet-matka, zaczynała jeszcze:
Miej litość nad sobą!
Miej litość nademną:
— Nan! Nau! Nan! — ryczał Tartarin jaknajenergiczniej i na tem wszystko się kończyło.
Jak widać, nie trwało to wcale długo, ale wykonane było tak wspaniale, z tak świetna mimiką, tak szatańsko, iż dreszcz lęku przenikał wszystko w aptece, a na ogólne żądanie Tartarin powtarzać musiał cztery albo pięć razy z rzędu, swe:
— Nau! Nau! Nau!
Potem Tartarin ocierał spocone czoło, uśmiechał się do dam, mrugał żartobliwie powiekami w stronę mężczyzn i trymfujący wychodził do klubu. A tam z obojętnością i lekceważeniem mawiał:
— Śpiewałem właśnie u Bézuquetów duet z Robeta dyabła.
A co najważniejsze, że sam w to wierzył!...
Tym przeróżnym talentom Tartarin zawdzięczał swe wybitne stanowisko w Tarasconie. Zresztą jest to rzeczą pewną, że ten człowiek umiał podbić wszystkich.
W Tarasconie armia stała po stronie Tartarina. Biedny ma-Bravida emerytowany komendant magazynu mundurów, mawiał o nim:
— To tęgi chłop!
A major znał się na tem, ponieważ tylu „tęgich chłopów“ ubierał ongi w mundury.
Świat urzędniczy stał po stronie Tartarina. Stary prezydent