Strona:Alfons Daudet-Tartarin z Tarasconu.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

stosunków w Szangaju, trybu życia, obyczajów i zwyczajów, klimatu, o przemyśle i handlu na wielką skalą.
Tartarin był doskonale poinformowany, wiedział o wszystkiem z jak największą uprzejmością udzielał żądanych wyjaśnień i wiadomości, których domagano się od niego, aż wreszcie poczciwiec sam nie wiedział, czy był kiedykolwiek w Szangaju, czy nie był. I doszło do tego, że opowiadając po raz setny o napadzie Tatarów, zupełnie naturalnie mówił:
— Urzędnikom i służbie kazałem wziąć broń do ręki. Wywiesiłem flagę konsulatu. A gdy wróg się zbliżył, obsypaliśmy go przez okna morderczym ogniem.
Słuchając tego opowiadania wszyscy w klubie drżeli...
— A więc w takim razie pański Tartarin jest obrzydliwym łgarzem.
— Ależ nie! Nigdy w świecie! Tartarin nie kłamał...
— A jednak powinien był pamiętać, że nigdy nie był w Szangaju!...
— Ależ bez wątpienia! On o tem pamiętał. Tylko...
Tylko o jednem trzeba pamiętać. Trzeba raz wreszcie skończyć z tą opinją łgarzy, jaką mieszkańcom południa wyrobili mieszkańcy północy. Niema łgarzy na południu, ani w Marsylji, ani w Nimes, ani w Tulusie, ani w Tarasconie. Mieszkańcy południa nie kłamią; oni się tylko mylą. Oni nie zawsze mówią prawdę, ale zawsze wierzą w to co mówią... Ich kłamstwo nie jest kłamstwem, ale jest tylko rodzajem mirażu.
Tak jest, — mirażu. Aby zaś to zrozumieć, należy być na południu i na własne oczy to zobaczyć. W tym dziwnym kraju słońce przemienia wszystko, i wszystkiemu nadaje nadnaturalną wielkość. Małe dolinki Prowansji wydają się czemś olbrzymiem; Maison carée w Nimes, mały klejnocik jakby na etażerkę, wydaje się olbrzymem równym kościołowi Notre Dame w Paryżu. Jedynym łgarzem na południu — jeżeli wogóle można mówić o kłamstwie — jest słońce. Zmienia i przesadza we wszystkiem, czego się dotknie!... Czemże była Sparta, za czasów swej potęgi? małą mieściną... Czemże były Ateny? Miasteczkiem co najwyżej takiem, w jakiem u nas mieszczą się podprefektury... A jednak