Strona:Alfons Daudet-Tartarin z Tarasconu.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy ci dzielni mieszkańcy Tarasconu przechadzali się przed klatkami zupełnie spokojni, bezbronni ufni, nawet nie myśląc o jakiemkolwiek grożącem im niebezpieczeństwie. Ujrzawszy swego wielkiego Tartarina, wchodzącego do budy ze strasznem, śmiercionośnem narzędziem na ramieniu, przelękli się. Widocznie grozi jakieś niebezpieczeństwo, skoro on.., ten bohater... Wgmnieniu oka przestrzeń przed klatkami opustoszała. Dzieci zaczęły krzyczeć ze strachu; damy spoglądały ku drzwiom. Aptekarz Bezuquet wymknął się, mówiąc, że idzie po swą strzelbę...
Jednak zwolna poczęto nabierać odwagi widząc postawę Tartarina. Zimny, spokojny, z głową wzniesioną wysoko, przeszedł przez całą budę, nie popatrzył nawet na wanienkę, w której kąpała się foka; rzucił pogardliwe spojrzenie na długą, pełną słomy skrzynię, w której boa trawił surowe kurczęta i wreszcie stanął przed klatką lwa...
Straszne i uroczyste spotkanie!...
Lew taraskoński i lew afrykański patrzący sobie w oczy.
Z jednej strony Tartarin, wyprostowany, napinając muszkuły łydek, obie ręce wspierając na strzelbie, — z drugiej strony lew, lew olbrzymi, wyciągnięty na słomie, mrugający oczami, jakby ogłupiały i zmarniały, opierający na przednich łapach olbrzymi łeb zdobny w żółtą perukę... Obaj spokojnie i zimno patrzyli sobie w oczy.
Dziwna rzecz! Niewiadomo czy iglicówka podrażniła nieco lwa, czy też przeczuł on wroga swej rasy? Dosyć, że lew, który dotychczas z bajeczną pogardą patrzył na mieszkańców Tarasconu i ziewał całkiem swobodnie, nagle poruszył się jakby rozgniewany. Z początku zaczął węszyć, potem głucho zamruczał, ukazał swe pazury, wyciągnął łapy; potem powstał, podniósł głowę, potrząsł grzywą, otworzył niezmierny pysk i zwrócony ku Tartarinowi zaryczał straszliwie.
Odpowiedziano mu okrzykiem przerażenia. Przerażony Tarascon rzucił się ku drzwiom. Wszyscy: kobiety, dzieci, tragarze myśliwi polujący na kaszkiety, nawet waleczny major Bravida... Tylko Tartarin z Tarasconu nie ruszył się z miejsca... Stał stanowczy i zdecydowany przed klatką, w oczach miał błyski, a na twa-