Wyprawa Tartarina powstrzymała wszystko.
Trzeba było widzieć powodzenie Taraskończyka w salonach!
Wydzierano go sobie, kłócono się o niego, pożyczano go sobie. Damy uważały sobie za największy zaszczyt jeśli mogły z nim razem, oparte o jego ramię pójść do menażerji Mitaine’a i tam, przed klatką lwa słuchać jego wyjaśnień o sposobie polowania na te straszne zwierzęta jak należy celować, na ile kroków należy je dopuścić, jakie wypadki się przy tem zdarzają itd. itd.
Tartarin dawał wszystkie wyjaśnienia, jakich się od niego domagano. Przeczytał on książkę, Juljusza Gerarda, znał się więc doskonale na polowaniach na lwy, jakby miał już własne doświadczenie. To też rozprawiał o tych rzeczach bardzo wymownie.
Ale najpiękniejsze bywały wieczory, obiady u prezydenta Ladevéze, albo u walecznego majora Bravidy, emerytowanego komendanta magazynu mundurów. Przy czarnej kawie, wszyscy przysuwali swe krzesła do krzesła Tartarina i wyciągano go na opowiadania o przyszłych polowaniach.
Wtedy oparłszy łokcie o stół, nos pochyliwszy nad czarką mokki, bohater wzruszonym głosem, opowiadał o wszystkich niebezpieczeństwach, które go tam czekają. Opowiadał o zasadzkach przy świetle księżyca, trwających długo, o bagnach groźnych zarazków, o wybrzeżach zatrutych liśćmi lauru, o śniegach, palącem słońcu, skorpionach, szarańczy; opowiadał o zwyczajach wielkich zwów afrykańskich, ich sposobach walki, ich fenomenalnej sile, ich dzikości w okresie rui...
A potem podniecając się własnem swem opowiadaniem, zrywał się od stołu, skakał na środek stołowego pokoju, naśladował ryk lwa, huk strzału karabinowego, — pau, pau, — świst eksplodującej kuli, — psst, psst — gestykulował, ryczał, przewracał krzesła...
A wokoło stołu wszyscy siedzieli pobladli. Mężczyźni patrzyli wytrzeszczając oczy, kobiety zasłaniały oblicza, nie patrzyły, krzycząc z przerażenia, starcy wojowniczo wymachiwali laskami, a obok, w drugim pokoju, mali chłopcy, których wcześnie ułożono do snu, budzili się z krzykiem, słysząc te ryki i wystrzały, żądali światła, przerażeni straszliwie.
Strona:Alfons Daudet-Tartarin z Tarasconu.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.