Tartarin z Tarasconu pochylił się, by podnieść ten różaniec. Ponieważ jednak bohater nasz, był nieco otyły i ciężki i okropnie objuczony bronią, więc operacja ta trwała dosyć długo...
Gdy się wyprostował przyciskając do serca różaniec z kwiecia jaśminu uczyniony — maurytanka znikła.
Lwy afrykańskie, śpijcie spokojnie!
Śpijcie spokojnie w swych kryjówkach wśród aloesów i dzikich kaktusów!
Macie jeszcze kilka dni spokoju.
Przez ten czas wielki Tartarin z Tarasconu nie będzie was masakrować.
W obecnej chwili cały jego arsenał, wszystkie wojenne przybory — skrzynie z bronią, apteka podróżna, namiot, konserwy mięsne i roślinne, — wszystko spoczywa spokojnie w hotelu Europejskim w kącie pokoju numer 36.
Śpijcie spokojnie! Nie lękajcie się!
Taraskończyk szuka śladów maurytanki.
Od chwili owego spotkania w omnibusie, nieszczęsny, nieustannie ma wrażenie, iż po nogach jego, tych szerokich stopach myśliwca przebiegającego olbrzymie przestrzenie, krąży mała, czerwona myszka, a idący od morza powiew wiatru, dotykający warg jego ma zapach miłośny, woń ciastek-anyżu.
Musi ją zdobyć!
Ale to niemałe przedsięwzięcie! W mieście liczącem sto tysięcy mieszkańców odnaleźć osobę, o której się wie tylko jak pachnie jej oddech, jaki kształt i kolor mają jej pantofle, jak wyglądają jej oczy... Na to zdobyć się może tylko taraskończyk rozpłomieniony miłością.
Najgorsze, najstraszniejsze jest to, że pod swemi białemi zasłonami wszystkie maurytanki są do siebie zupełnie podobne. Dalej damy te wcale nie wychodzą z domu, a chcąc je ujrzeć, trzeba