Strona:Alfons Daudet-Tartarin z Tarasconu.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

ził się, myśląc, że to niespodziewany napad. Kazał podnieść zwodzony most, załogę wezwał do broni i ogłosił stan oblężenia.
Początek wspaniały!
Niestety, wieczorem wszystko się zepsuło.
Jeden z murzynów tragarzy, niosący aptekę, rozchorował się, zjadłszy kilka plastrów, drugi upił się niemożliwie kamforową wódką. Trzeci, który niósł album, przeznaczone na dziennik podróży, uwiedziony złoceniami i przekonany, że ma w ręku skarb olbrzymi, uciekł...
Karawana zatrzymała się w cieniu starego figowca.
Książę próbując rozgotować nieco pemikanu w rondelku rzekł:
— Jestem zdania, że najlepiej będzie odprawić murzynów. W pobliżu jest osada arabska. Tam możemy kupić kilka osłów.
— Nie! Nie! Nie chcę osłów!
Tartarin przeraził się. Przypomniał sobie „Szpaczka“ i zarumienił się srodze. A potem z hypokryzją dodał:
— Jakże to możliwe, aby te maleństwa uniosły wszystkie nasze pakunki?
Książę uśmiechnął się.
— Mylisz się, zacny i sławny mój przyjacielu. Osiołek algierski, choć na pozór chudy i słaby, w rzeczywistości ma tęgie muszkuły i wytrwałe. Musi on znieść dużo... Zapytaj pan raczej Arabów. Oni w ten sposób tłómaczą sobie naszą organizację kolonji: „Ponad wszystkiem w górze jest pan Gubernator z dużym kijem, którym okłada sztab swój“. Sztab mści się, bijąc żołnierza; żołnierz kolonistę, kolonista Araba, Arab murzyna, murzyn bije żydów, żyd bije osła, a biedny osiołek, nie mając już kogo bić, gryzie mundsztuk i nosi ciężary! Widzi więc pan, że uniesie nasze skrzynie.
Tartarin odparł:
— To wszystko jedno. Ale sądzę, że osły zepsułyby wrażenie, jakie robi nasza karawana... Jabym wolał coś bardziej wschodniego... Ot, naprzykład, gdybyśmy mogli dostać wielbłąda...
— Ależ i owszem!
Rzekłszy to, dostojny książę puścił się w drogę do osady arabskiej.