Strona:Allegorya (Przerwa-Tetmajer) 010.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tyran ów — zanim myśmy go spostrzegli
I nim ukryć się w gąszczach my pobiegli,
Zoczył nas, konia powstrzymał i wlepił
Oczy w kochanki mojej białe liczka
I wzrokiem lica jej się tak uczepił
Takim okropnym jakimś wzrokiem gada,
Że się spłoniła najpierw, jak różyczka,
A potém stała się, jako śnieg, blada
Pod tém spojrzeniem — on zaś ręką skinął
Na świtę, ruszył i z oczu nam zginął.
A długo jeszcze myśmy nieruchomie,
Jakby rażeni gromem, w miejscu stali;
I gdyby szatan był stanął widomie
Przed nami, jeszcze by nas tak nie strwożył,
Jako ów tyran w orszaku wasali.
Na ziemim moją jedynę położył
I rzekłem do niéj, by jéj dać pociechy:
»Nie bój się — książe dobry pan ...« uśmiechy
Na twarz jéj bladą wybiegły różowe,
Podniosła we łzach oczy lazurowe,
A ja mówiłem: »Niech się uspokoją
Twoje oczęta i rosy pozbędą,
Bo pókim ja twój, a ty jesteś moją,
To cię szatani sami nie zdobędą!« ...
Widzisz, wspomnienia te się tak w mózg tłoczą
I w usta — a dziw, że usta nie broczą
Od nich — tak krwawe ...
Domostwa nasze były siebie zdala,
I łódkę moję codzień niosła fala
Ku jej domowi, kiedy dzień usycha,