Strona:Allegorya (Przerwa-Tetmajer) 011.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

A noc rozkwita czarna, senna, cicha.
I zawsze w nocy o jednej godzinie
Jeziorem szybko łódź z obojgiem płynie
Do lasu tego, kędy siedząc społem
Związani z sobą ręką, piersią, czołem
Piliśmy miłość z serc sobie nawzajem —
Las ten nazwaliśmy «przedgrzesznym rajem»
A w nim się przecież urodziło piekło
Dla nas, gdy tyran swą źrenicą wściekłą
Kochankę moję tam o świcie zoczył
I zdradną siecią swej żądzy otoczył. ...
Kiedym wieczorem pod jej dom podpłynął,
Zawołał na nią — głos bez echa zginął,
Bo ona zawsze była mojem echem,
Odpowiadając mi srebrzystym śmiechem.
Dziś cisza — wołam raz drugi — daremnie —
Wołam raz trzeci — cisza! Co się we mnie
Działo podówczas, wypowiedzieć trudno!
Nagle mi fala jeziora przejrzysta
Stała się mętną w oczach, krwawą, brudną,
I ta opona niebieska, tak czysta,
Stała się pełną brudu; gwiazdy owe
Stały nie złote się, lecz purpurowe. ...
Wybiegłem na brzeg i błądzę po lesie —
Wołam — głos echo puste, martwe niesie —
Biegnę do domu jej — zdala już słyszę
Płacze i jęki zmącające ciszę,
Wpadam — «Gdzie ona?» — Straszny być musiałem,
Bo mróz milczenia siadł na kole całem
Rodziny — «Gdzie jest?» krzyczę trwogą wściekły,