Strona:Allegorya (Przerwa-Tetmajer) 012.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy i teraz nic mi nie odrzekły
Niczyje usta, chwyciłem za ramię
Matkę i krzyczę: »Zginie, kto mi skłamie,
A nie powie mi prawdy, gdzie jest ona?«
Targnąłem starą silnie za ramiona,
A ona dławiąc się ciężkiemi łzami
Jękła: »Pod wieczór porwali ją zbiry...

Puściłem matkę, w oczach mi się wiry
Tak zakręciły — wszystkimi nerwami
Targnęło mi coś! Czułem, jakby mózgi
Ktoś mi rozbijał kamieniem na druzgi —
I musiałem się aż oprzeć na sprzęty,
Tak krwawe w głowie uczułem zamęty
I w sercu krew, krew ....

Chciałem biec — niewiem dokąd, ani poco?
Ale tak kamień wyrzucony procą
Nie leci szybko, jako ja wypadłem
Z domu i łódki u brzegu dopadłem
I z dziką pasyą uderzyłem wiosły
W fale, a fale ciche mnie poniosły
Na środek wody. Tam padłem w dno łodzi
Nie wiem, jak długiem tam przebył godziny,
Tysiąc mi myśli strasznych w głowie chodzi:
Zda się, że słyszę głos mojej jedynej,
Jak mnie ku sobie woła, to znów w ciszy
Jej krzyk o pomoc wołający słyszy
Ucho.... I takem tam leżał bez ducha,
A wkoło była cisza straszna, głucha,
Niezamącona niczem, cisza grobu....