Strona:Anafielas T. 1.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
92

Ktoś ty? o Dejwa! Czyliś ty Lazdona?
Czyli tych dębów Ragana gościnna?
Czyli Miedziojna myśliwych Bogini?
Czyli Austheja pszczół tych opiekunka? —

— Jam matka twoja — zawołała Milda. —
Leciałam górą, kiedy jęk twój, synu,
Boleśnie w serce tęskne mnie uderzył.
Jam matka twoja! —
— Tyś jest matką moją!
Nie! Jam jest synem ubogiéj kobiéty.
Malda jéj imie. Ojciec mnie dziś stary
Piérwszy raz, nie chcąc, na łowy prowadził.
On tam gdzieś w puszczy szuka mnie napróżno,
Nie śmié sam jeden do chaty powrócić.
Jam chłopek biédny, ty jesteś Bogini! —
— Ci ludzie nie są to twoi rodzice.
Jam matka twoja. — To mówiąc, troskliwa
Milda go szatą śnieżystą osłania,
Szatą, za któréj dotknięciem cudowném
Najsroższe rany posłuszne się goją;
Krew jego ściera, pocałunkiem blizny,
Uściskiem serce bijące ulecza.
Napróżno Witol zdziwiony się broni,
Próżno się z matki objęcia wyrywa.
Ona, jak w upał jeleń upragniony,
Którego strzały od wód nie odpędzą,