Strona:Anafielas T. 1.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
109

Gdzież jest ta zgoda, którą ja posiałem?
Gdzież są te cnoty, które w dusze wlałem? —
Rzekł, ręką wrota otchłani odrzucił,
Gdzie duchy, siedząc, rozkazów czekały;
Dwa z nich wywołał, kazał im na ziemię.
Wanda i Wieja[1] poszły; w ręce wzięły,
Zaczęły światem kołysać i chytać,
Aż wszystkie morza do góry się wzdęły
I z brzegów swoich na ziemię się lały.
Zalały wzgórza, doliny zrównały.
Przez dni dwadzieścia, przez dwadzieścia nocy,
Trwał potop wielki. Ludzie z gór na góry
Próżno się biedni rzucali, płynęli;
Nigdzie im Pramżu suchego kawałka,
Nigdzie suchego nie zostawił kraju:
Bo na przeznaczeń kamieniu odwiecznym
Wyryto było, że wszyscy wyginą.
Lecz kiedy wyjrzał na skaraną ziemię,
Widział ją Pramżu pustą i zalaną,
Widział, jak morskie pląsały potwory
I po nad całą ziemią panowały,
Żal mu był łudzi. A jeszcze ich dwoje
Gdzieś na wierzchołku góry jednéj drżało.
Pramżu jadł właśnie niebieskie orzechy,
I rzucił z góry orzecha łupinę.
Wsiedli w nią starzy. Pramżu zamknął duchy

  1. Woda i Wiatr.