Strona:Anafielas T. 1.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.
3

I tu naówczas cisną się pobożni.
Lecz prędko potém zarosną drożyny,
I znowu przez rok głucho u ołtarza.

Czemuż ten człowiek wpośród nocy ciemnéj,
Codzień tą górą po nad Niemna brzegiem,
Czy Menes[1] świeci, czy noc zajdzie czarna,
Zawsze posłuszny cierpieniom, nadziei,
Do Mildy gaju sam jeden przychodzi? —
Pewnie go piękna z pod Kowna dziewczyna
Tu na miłosne zwabiła spotkanie?
Pewnie to miłość noce w dni przemienia
I głuchą puszczę ożywia dla niego?
A może zemsta jeszcze krwią niezlana?
Może wspomnienia, których tutaj szuka?
Może pobożność? Lecz tylu ma Bogów,
Czemuż ten ołtarz samotny polubił?
Nad brzegiem morza, świątynia Praurymy,
Na Swintorozie płonie Znicz odwieczny,
Gdzieś u Dubissy jest drugie Romnowe,
W Kiernowie świecą stare Bogów twarze,
Jest dąb z jemiołą w Zantir u Perkuna,
W Rikajoth ołtarz kapłana kapłanów —
Czemuż tam modlić, czemuż do nich prosić,
Czemuż się kłaniać nie pójdzie tam lepiéj?
Czemuż ten prosty ołtarz wiejskiéj Mildy
Milszy mu nawet od świątyń Kowieńskich,

  1. Xiężyc.