Szerokie pole przed nim się ciągnęło.
Na polu w dali widać było wioskę,
W któréj już ranne łuczywa świeciły,
I dym z Wietów[1] ku niebu się zwijał.
Lżéj mu się stało: bo już odpoczynku
Po nocnym trudzie i chleba zapragnął.
Śpieszył do sioła.
U brzegu strumienia
Leżały Numy[2], wiśniowemi drzewy,
Bzy i lipami osłonione wkoło.
Po jednéj stronie chrominy wieśniacze,
Po drugiéj gumna i obory stały.
Kręta ulica wiodła środkiem sioła.
W ogródkach ujrzał przy świetle poranka
Rutę zieloną, poświęcone śmiecia,
Które zrzucają na cześć Mahslu Babie,
I krzywe wiśnie pod Kirnisa[3] strażą.
Piały koguty, witając jutrzeńkę,
A skrzętny lud już do pracy powstawał;
Pastusi trzodę pędzili na łąki,
Goniglisowi[4] składając ofiary.
Do sioła tego ostatniéj chrominy
We drzwi ubogie zapukał podróżny,
Strona:Anafielas T. 1.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.
148