Strona:Anafielas T. 1.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.
155

Kiedym lat doszedł, na poblizkiéj wiosce
Ojciec dorodną opatrzył mi żonę,
I zapowiedział, że mi ją przeznaczył.
Posłali do niéj Pirszle i Pirszlisa[1].
Nie była ona, tak, jak my, uboga,
A jednak swatów przyjęto od ojca,
I dano słowo, i piwem zapito.
Mnie nic jednakże do niéj nie wiązało:
Bo chociaż młoda i piękna Baniuta,
Choć nam jéj mieniem polepszyć się miało,
Mnie cóś innego wówczas się marzyło:
Co nocy bowiem Żaltis, Bogów poseł,
Przychodził do mnie, kładł mi się na piersi,
Spał ze mną, pokarm z méj ręki przyjmował,
I znów nad rankiem w podziemia uchodził.
Poznałem, że mnie Bogowie wzywali,
Ażebym kiedyś został ich kapłanem;
Ale staremu nie mówiłem ojcu:
Bo on ubogi nie byłby pozwolił,
Mnie tylko mając pomocą na starość.

Po zapoinach długo się ciągnęło.
Ojciec na wojnę po zdobycz wyprawiał.
Mnie się na wojnę, równie jak do pracy,
Serce gdzieindziéj wezwane, wzdrygało.
Lecz gdy Knnigas[2], przez braci ścigany,

  1. Swaty.
  2. Xiążę.