Z ojcami w złotych rogach Alus[1] piją
I na skrzydlatych rumakach latają;
Ale zaledwie w lipowy gaj wchodzi,
Gdzie pod leszczyną słowiki śpiewają
I białe róże słodką woń rozlały,
Oczy przed siebie niespokojne zwrócił
I z obcych myśli otrząsł skroń zmarszczoną.
Po ścieżce wązkiéj i dziko zarosłéj
Drze się po ciemku, aż do Mildorohu[2]
Gęstemi krzaki szarpie i przemyka,
Suknię szmatami po głogach rozdziera,
I ręce krwawi, i piersi kaleczy,
A ciągle z okiem na ołtarz zwróconém
Zdyszany śpieszy, przedziera do niego.
Przedarł się wreście, gdzie ołtarz dokoła
Zielona łąka otacza kwiatami;
Stanął; wtém światło z ołtarza zabłysło,
Jak piérwsza gwiazda na zachodniém niebie,
Blade i małe; lecz rosło, jaśniało,
Jak xiężyc młody, lub jak chmurka biała,
Która go czasem swą szatą osłoni
I jego blaskiem z nieba się uśmiecha.
Już ołtarz cały jaśniał mu srébrzysto,
Światło się coraz zwiększało, mieniło,
Aż wreście postać kobiéty przybrało.
Postać to Bóstwa z uśmiechem na ustach,
Strona:Anafielas T. 1.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.
5