Strona:Anafielas T. 1.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.
166

Pędzi ich potém w dalekie wyprawy.
Kto tu raz obcy przez ten most przechodzi,
Nazad się chyba z dybami powróci,
Płacząc nad stratą najdroższéj swobody,
Próżno w rodzinną poglądając stronę.
Chcesz gościnności? — dodał żołnierz cicho —
W imie Nemejas daję radę tobie:
Uciekaj prędzéj i szukaj jéj daléj.
Teraz wiész wszystko. Idź, wędrowcze, zdrowo,
Ani się nawet na zamek oglądaj.
Aby cię jeszcze daleko na drodze
Nie postrzegł Raudon i gonić nie kazał. —

A Witol na miecz u boku zwieszony
Spójrzał, pomyślał, i nie chciał uciekać.
— Idź — mówił strażnik. — Wieczór się przybliża,
Kunigas z łowów powróci niedługo;
Biada ci będzie, gdy cię tu zastanie. —
— Jam wolny człowiek — Witol odpowiedział.
— Cudzyś, czy wolny, nie będzie się pytał.
Wolny być możesz, tak jak kot Liethuwy,
A on cię w dyby zabije dla tego:
Bo mu potrzeba wiele jeszcze ludzi,
Bo się nikogo na świecie nie boi,
W Litewskich Bogów potęgę nie wierzy. —

Witol się oparł na mosta poręczy
I słuchał straży. Wtém z lasu świstanie