Strona:Anafielas T. 1.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.
176

Przysiąż mi jeszcze bezpieczną gościnę. —
— O, na me gardło przysięgam! lecz puszczaj! —

Skrwawiony powstał, wyrwał z oka strzałę,
Wlókł się do zamku; a za nim zwyciężca
Szedł zwolna, milcząc; zwalane odzienie
Otrząsał z pyłu i ze krwi ocierał.
Wszystek dwór pierzchnął na widok Raudona,
Przed gniewem jego; dwóch tylko strażników
Na moście stało w ponurém milczeniu.
Przeszli most razem, weszli na podwórzec.
Tu niewolników wynędzniałych tłumy
Z pod wrót blademi patrzały twarzami
I kląć się zdały milczącemi usty.

Szedł Raudon na przód, ściąwszy usta sine;
Jęku nie wydał, nie przemówił słowa;
W milczeniu tylko krew z oka wysączał,
A drugiém czasem patrzał na Witola,
Jakby go szukał i spotkać się lękał.

W przysionku słudzy naprzeciw wybiegli.
Jednych odepchnął, a drugich skinieniem
Wgłąb’ domu Raudon przed siebie odprawił.
Witol, przeszedłszy próg piérwszéj komnaty
I powitawszy Kobole zamkowe,
Usiadł przy ogniu, który się wpośrodku
Szerokim, smolnym płomieniem podnosił.