Strona:Anafielas T. 1.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.
177

Wkoło ogniska ławy i kamienie,
I stoły były z cisowego drzewa;
Po nad nim otwór, przez który dym czarny
Wijąc się, w kłęby ku górze unosił.

Raudon, chcąc ukryć wstyd i boleść swoję,
Uciekł daleko do izby nałożnic.
Słudzy przynieśli miód w złoconym rogu,
I ciepłą wodę na znużone nogi;
Przyszły kobiéty pył otrząść z odzienia,
Obmyć Witola i do stołu służyć.
Kunigas, hańbę swą kryjąc w komnacie,
Już przed zwyciężcą więcéj się nie stawił;
Lecz słychać było krzyk jego z podwórca,
I widać było biednych niewolników,
Skrwawionych ręką okrutnego pana,
Pod gołém niebem w podwórzu leżących,
Nagich i sinych od smagań i chłodu.
Najstarszy Smerda z Witolem wieczerzał,
Ale milczący, nie bawił rozmową,
Ani do uczty wesoło zapraszał;
Ledwie, podając, w róg usta umoczył,
Ledwie mięsiwo podnosząc pieczone
I placki białe, dotknął ich wargami.
Kobiéty także służebne milczały.
I nic nie było słychać, oprócz jęków,
Które z podwórca przez okna wpadały,
Szelestu kroków i trzaskania ognia.