Zżymał się, spinał i o ziemię zrzucał.
Mówili ludzie, że w nim duch zaklęty
Mieszka, i przezeń nawet się odzywa.
Często Kunigas w nocy szedł do stajni;
Ludzie słyszeli, jak z koniem rozmawiał. —
Wziął Witol uzdę, za grzywę pochwycił.
Jodź go powąchał i potrząsnął sobą,
Potém uklęknął i rękę polizał.
Naówczas słudzy, co na to patrzali,
Znów przed Witolem upadli na twarze.
— To Bóg jest pewnie! Bóg to jest — wołali!
On na posłuszny grzbiet rumaka skoczył;
A widząc, że już uniesiono skarby,
Że lud się w pola radośny rozbiegał,
Rozkazał ogień podłożyć w zamczysko,
Ażeby pamięć tylko po Raudonie
Została w zgliszczu, zwaliskach i rumie;
Skinął — i zewsząd ognie wybuchnęły;
Zerwał się wicher, co je gnał ku sobie
I kręcił niemi, po dachach i ścianach
Rozdymał płomień, a zemstę przyśpieszał.
Ludzie już z zamku tłumem uciekali,
Wiodąc i niosąc, co komu przypadło:
Ten konie, tamten bydło, tamten szaty,
Ów oręż, inny kruszec, inny zboże.
Witol, usiadłszy na Jodzia, powoli
Strona:Anafielas T. 1.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.
184