Strona:Anafielas T. 1.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.
194

Próżno do niego dzikie stada rżały —
On nawet ku nim oczu nie obrócił,
Na chwilę nawet pana nie porzucił.

Tak długo w głębią puszczy się ciągnęli.
A Witol kraj ten jakby przez sen widział,
Zdał się poznawać, zdał się przypominać.
I zdało mu się, jak gdyby zamłodu
Ścieżki podobne i podobne gaje,
Też same rzeczki, doliny też same
Kiedyś już widział i dawniéj przebiegał.
Witał je z jakiemś uczuciem radości,
A sam uczucia nie pojmował swego.
Coraz biegł prędzéj. Na ścieżki zawrócie
Wyszedł w dolinę, i ujrzał przed sobą
Chatę — tę samą, w któréj się wychował.
Też same wiśnie dach jéj ocieniały,
Też same płoty dokoła ogródka,
Taż sama wkoło zielona dolina,
Taż sama sosna z barcią niedaleko,
Kamień, na którym z pastuszki ofiarę
Palił on niegdyś Goniglowi Bogu;
A w dali tenże las, na który chciwie,
Rwąc się do łowów, patrzał tyle razy,
Też same dęby z gałęźmi krzywemi,
I sosny smukłe, i brzozy schylone,
Blada osina, splątane leszczyny,
Taż sama niwka pod lasem zasiana.