Strona:Anafielas T. 1.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.
226

Posłańcy jego poszli w cztéry strony,
Na wszystkie dziewięć pokoleń Litewskich.
Zewsząd, ujęty nadzieją nagrody,
Lud się naciskał tłumnie i gromadził.
Biegli, oszczepy niosąc, drzewce, łuki,
I rzadkie jeszcze żelazne oręże.
U chaty starca Witol stanowisko
I obóz wybrał w zielonéj dolinie.
Dzień za dniem coraz rosły jego siły;
Dzień za dniem zdala przybiegali ludzie
Ze stron dalekich, dziwnie uzbrojeni
W proce i groty, kamienne siekiery;
Dzikich, dalekich, głuchych puszcz mieszkańce,
Okryci skórą pobitego źwierza,
W szłykach z łbów dziczych, niedźwiedzi i wilków,
Stali na rozkaz do boju gotowi.
Jednych nadzieja bogatego łupu,
Drugich zapłaty wielkiéj obietnica,
Innych krew młoda i do boju wrząca,
Do Witolowéj napędzały zgrai.
Od swych kapłanów wziąwszy wróżbę drogi,
Biegli młodzieńcy, rodzinne ogniska
Starych rodziców, narzeczone młode
Ochotném sercem wesoło żegnając,
A prędki powrót i łupy bogate
Z północnych krajów obiecując swoim.
Wkrótce na puszczy pełno ludu było.
Obóz daleko wyszedł za dolinę,