Strona:Anafielas T. 1.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.
230

Za jedną Jodzia tysiąc wziąść nie wiele.
Ród zdrajców waszych chcę wyplenić z ziemi,
Aby się po nim mogiła została
I kupa kości nauką sąsiadóm. —

Znowu posłowie odeszli z przestrachem.
Słońce krok uszło, znowu posły śpieszą.
Przez nich król drogie podarki wysyła:
Konie litemi kobiercami kryte,
I futra drogie, wielkie bydła stada,
Sto jak śnieg białych na łowy sokołów,
Sto wozów złota i drogich kamieni,
Sto szat cudownych, gdzieś we wschodnim kraju
Duchów nie ludzi mądrą ręką tkanych.

A Witol nazad podarki odsyła
Z śmiechem pogardy, zelżywemi słowy.
— Nie podarunkiem zemstę on przebłaga,
Nie złotem swojém za Jodzia zapłaci.
Głowa za głowę! i tego zamało.
Śmierć mu za zdradę, jemu i ludowi,
Żeby się zły ród nie szérzył po ziemi! —

Widząc król, że już nic go nie ocali,
Bez wojska, ludu, na łasce Witola,
Posłał swą córkę na obóz zwyciężcy,
Żeby go łzami i prośbą błagała