Strona:Anafielas T. 1.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
11

— Nie chcesz go? — Milda smutnie go zapyta.
— Ja, syna nie chcieć?! lecz gdzież się z nim skryję?
Kiedy w nim będzie choć iskra niebieska,
Czyliż go Pramżu nie dójdzie na ziemi?
Czyliż żyć dadzą swéj hańby pamiątce?
Czyż go potrafię wychować, obronić,
I ja, człek jeden, od Bogów zasłonić? —
— O mnieś zapomniał — wszak matkę mieć będzie. —
— Gdzież się z nim skryję? kędy go podzieję? —
— Ty bylebyś go od Bogów oblicza
Przez młode lata potrafił zasłonić,
Świat nic Boskiemu nie zrobi dziecięciu.
Wilk go i niedźwiedź przyjmą w dzikim borze,
Pszczoły miód w usta nosić będą biały,
Łanie go karmić, koźlęta go bawić,
Pucis go chłodzić, Ragany okrywać,
Kwiaty się kłaniać, słowiki mu śpiewać.
Syn Mildy z ręki ludzi nie zaginie,
Ani paszczęką źwierz go dotknie krwawą.
Jeden mu straszny jest piorun Perkuna. —
— Lecz czyż go Perkun, co z góry pogląda,
Pomiędzy dziećmi ludzi nie odkryje? —
— Będziesz go chował śród puszczy głębokiéj,
Zdala od oka wróżbitów, kapłanów,
Zdala od miejsc tych, w które Perkun patrzy,
Póki nie wzrośnie, nie nabierze siły;
Potém go oddasz woli przeznaczenia.
On sam potrafi walczyć z swoim losem.