— Piękna Zjedyno! ty słyszałaś o mnie.
Na Litwie jestem największym mocarzem:
Bo nikt przeciwko mnie się nie postawi,
Nikogo niéma, coby mnie zwyciężył.
Lecz nie mam ziemi, domu, ni zamczyska,
Bo wszystko moje, i gdzie chcę, wędruję.
Ja ciebie kocham! Chceszli, żebym wielkie
Twojemu ojcu dał skarby za ciebie?
Pójdziesz ty ze mną? Ja ciebie na plecach
Przenosić będę, żebyś białéj nogi
Po ciężkich drogach chodem nie znużyła;
Na noc ci łóżko z wonnych ziół uścielę;
Z ogromnych dębów ognisko rozłożę;
Z białych brzóz codzień nowy gmach wystawię.
Ty z ramion moich będziesz świat oglądać,
I czasem w drodze chmurne czoło moje
Rozjaśnisz piosnką, pieszczotą, spójrzeniem.
Chceszli pójść ze mną? Chcesz, piękna Zjedyno,
Żebym cię porwał i ojcu twojemu
Wielkiemi skarby za ciebie zapłacił? —
Zjedyna nic mu nie odpowiedziała,
Ale od okna przed nim nie uciekła.
Alcis zrozumiał, wziął ją na ramiona,
Poniósł daleko; i w lipowym gaju
Piérwszą miłości noc na wonnem łożu,
Wpośród słowików pieśni i róż woni,
Pod Alexoty opieką spędzili.