O Kaunisie! Mildo Pani!
Zlitujcie się moim łzóm,
Niech przyjdą swaty wysłani,
I rodzice zastrzygani
Poprowadzą w jego dóm!
Pieśń kończąc, spójrzy — zlękła się dziewczyna:
Witol, u źródła siedząc zamyślony,
Czekał już na nią. Pieśń jéj w ustach kona.
Romussa bieży i w krzaki się chowa.
Napróżno Witol łagodnie jéj wołał.
Ona, się kryjąc w leszczyny gałęziach,
Patrzyła, cała zrumieniona wstydem,
A wyjść nie śmiała jemu się pokazać.
Witol ją, biegąc drożyną, dogonił.
— Czegoż się lękasz? — rzekł — czego? dziewczyno!
Czyli się wstydzisz śpiewanéj piosenki? —
— O! nie! mój Panie! lecz ciebie się wstydzę. —
Końcem fartucha twarz piękną zakryła,
I szła powoli, patrząjąc z pod oka,
Jak Witol za nią w ślad nazad powracał.
Zeszli i trzodę u źródła poili.
— Kochasz ty kogo? — zapytał — dziewczyno! —
— Ojca, i matkę, i siostry, i braci. —
— A więcéj? —
— Więcéj? — więcéj już nikogo. —
— Czyli do ciebie słano kiedy w swaty? —
— Jeszcze ni razu. Jestem taka młoda! —