Strona:Anafielas T. 1.djvu/300

Ta strona została uwierzytelniona.
268

— A chceszże, żebym przysłał ich? Romusso! —
Ona spójrzała, dzbanek się potoczył,
I nic nie mówiąc, do chaty uciekła;
A trzoda, rycząc, biegła za nią śladem;
A Witol, milcząc, do domu powrócił.

Nazajutrz przez las, przez gęstą dąbrowę,
Jechali swaty do leśnika chaty,
Ale bogato przybrani i strojno,
Na pięknych koniach. Za nimi szły wozy.
Wieźli dla ojca i dla przyszłéj żony
Bogate dary i piękne ubiory.
Witol ich posłał. Stanęli przed domem.
Szedł ojciec ku nim i oczóm nie wierzył.

— Witol nas, Pan nasz, do ciebie przysyła.
On twoję córkę, Romussę, pokochał.
Prosi was, ojcze i matko dziewczyny,
Żebyście mu ją za żonę oddali. —
Starzy rodzice słuchali, milczeli.
Pobiegli bracia Romussy się pytać.
Ona się skryła gdzieś wgłębi świronka,
I jedném okiem płakała po domu,
A drugiém szczęściu przyszłemu się śmiała.
— Wielkie to szczęście — ojciec odpowiedział —
Wielkie to szczęście; lecz, panowie swaty,
Może Kunigas z ubogiego szydzi? —
— Nie — rzekł najstarszy Smerda Witolowy. —