— Ty jedziesz, synu, z ojcem się połączyć.
Czemuż ja z tobą polecieć nie mogę
Do wschodniéj ziemi, ojców waszych kraju?! —
— O matko! — rzekł duch — dawniéj ku wschodowi,
Jakby ku szczęściu, poglądałem chciwie;
Teraz powoli jadę, patrzę w ziemię,
Bom cóś drogiego na ziemi zostawił. —
— Żal tobie świata? nie płacz go, mój synu!
Żal skarbów tobie? tam ich nie potrzeba.
Żal może sławy? pójdzie ona z tobą. —
— O matko! nie żal mi świata i życia,
Nie żal mi skarbów — ja ich nie kochałem,
Nie żal mi sławy — sława idzie z duchem,
Lecz żal mi młodéj narzeczonéj mojéj,
Która tam za mną srébrne łzy wylewa
I w dzień wesela z popiołem się żeni;
Żal mi: bom życia nie dożył swojego,
Bo się u Niemna serce pozostało,
Co mnie w tył, nawet od ojców krainy,
Ciągnie do żony, która po mnie płacze. —
Matka, słuchając mowy téj, dumała;
Potém mu rzekła: — Zaczekaj w tym gaju.
Nim się trzy razy słońce do kąpieli
Spuści, i wyjdzie obmyte i świéże,
Ja wrócę tutaj. Na Dungus polecę,
Zapylam Pramżu o wyrok kamienny,
I u Perkuna może co wybłagam. —
Strona:Anafielas T. 1.djvu/310
Ta strona została uwierzytelniona.
278