Pamięć zagasła i piosnka u ludu! —
— I dziécię — cicho Romussa mu powié. —
Spójrzyj — to syn twój. — Roztoczyła skrzydła —
Rozbite jaje na gnieździe leżało;
W niém dziécię białe, jak w kolebce, spało.
Witol nań oczy spoglądał orlemi,
I czuł, że nie tak żal mu było ziemi.
Ale na czyjąż zda dziécię opiekę?
Myślał, i siwe roztoczywszy skrzydła,
Wzbił się w powietrze, nad puszcze poleciał.
A matka siedzi i tuli piersiami
Dziécię kochane, i ojca wygląda
Dzień jeden, dwa dni; głosem go przyzywa;
Strach ją przejmuje; coraz częściéj woła,
Wabi Witola; ale puszcza głucha
Szumem jéj tylko dzikim odpowiada;
I nic nie słychać, nie widać nikogo.
Siedem dni mija, słychać tentent w lesie —
Stu jeźdźców zbrojnych przez gościniec jedzie,
A stary orzeł przed niemi ich wiedzie.
Stali u drzewa i patrzą do góry.
Orzeł swe gniazdo ścisnął w silne szpony
I z dzieckiem razem u stóp wodza złożył.
Spójrzeli, krzykną zdziwieni rycerze.
Śpi dziécię w gnieździe pod orłów skrzydłami.
Kunigas Witen do niego się zbliża,
Patrzy na cudo, i orła siwego,
Strona:Anafielas T. 1.djvu/315
Ta strona została uwierzytelniona.
283