Łuskowy pancerz połyskał na grzbiecie
I ogon w sploty zwinięty okrywał;
Na barkach skrzydła skórzane rozpięte,
Pod brzuchem dwoje orlich szpon wisiało.
Świsnął, a ptacy padali nieżywi,
I źwierz przelękły gnał się w knieje ciemne.
Ujrzał go Romois, lecz się już nie bronił;
Uczuł, że ludzką nie zmoże go siłą.
I próżno walczyć, i paśćby wstyd było.
Porwał swój oszczep, ostrzem w pierś skierował;
A nim smok z góry spuścił się na niego,
Trup tylko krwawy drgał, leżąc pod drzewem.
Grajtas zobaczył, gdy duch ulatywał,
I znowu wichrem w niebo się zawrócił.
Drugi brat olbrzym gonił Mildy śladem.
Lecz Kierszus[1] cięższą obrał część dla siebie:
Bo któż wyśledzi, kto Bóstwo odkryje,
Co tysiąc kształtów, tysiące postaci
Zmieni na chwilę w jedno oka mgnienie,
Światy przeleci i mija przestrzenie?
Kierszus się ubrał długą szatą chmury,
I czarném okiem mierząc ziemię z góry,
Napróżno badał znikłéj Mildy śladów.
To na południe twarzą się obracał,
To ku północy wybiegał zajadły,
To do zachodu z wiatrami się gonił,
- ↑ Mściwy.