Strona:Anafielas T. 1.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
21

Teraz, gdy Milda boleści poznała,
Kiedy już nad nią ręka ojca mściwa
Wisi i grozi nieuchronną karą,
Kiedy się niéma schronić gdzie z dziecięciem,
Wspomniała przecię na prośby Nijoły.
Może Romoisa duch lecąc w tę stronę,
Za sobą biédną pociągnął kochankę.
W chwili się z chmury zsunęła ku ziemi,
I już przed wroty Pragaru stanęła.

Nie było straży u wejścia otchłani:
Bo wszystko od niéj zdala uciekało,
Duchy wysoko po nad nią leciały,
Źwierzęta wrota straszliwe mijały,
I ludzie mimo przechodzić nie śmieli;
A duchy do niéj wepchnięte za karę,
Przykute w głębi na wieki, jęczały,
I wrót już więcéj nigdy nie widziały.
Z paszczy otchłani buchał jęk stłumiony,
Jakby tysiąca nieszczęśliwych głosy,
Którzy po bitwie na polu konają,
I śmierci prędkiéj, cierpiąc, wyzywają.
Milda drżąc w progi piekielne wstąpiła.
Piérwszy raz jeszcze w nieśmiertelném życiu
Słysząc, jak jęczy, jak woła cierpienie,
Wybladła, w otchłań głęboką leciała,
Drżąca, jak listek osiny od burzy,
Pomiędzy duchów uwięzionych tłumy,