By ich wspomnieniem reszty życia słodzić;
Chwile złocone, które im są daléj,
Im je człek głębiéj za sobą porzucił,
Tém częściéj pamięć w przeszłości je ściga.
U wrót się czujne psy szczekiem ozwały,
Lecz, jakby córkę swéj pani poznały,
Padły jéj u stóp i nogi lizały;
Czujni parobcy, pałacowi stróże,
Z snu poczętego z strachem się zerwali;
Krumine sama uwieńczoną głowę
Podniosła z łoża, w podwórzec wyjrzała.
O! gdzież dziecięcia macierzyńskie oko
Nie ujrzy zdala, zdala nie przeczuje?
Nim na krużganki Nijola wstąpiła,
Już ku niéj matka biegła niespokojna
I w progu jeszcze uściskiem witała;
Lecz widząc dziécię na ręku Nijoly,
— Cóż to jest? — rzecze — to niemowlę twoje?
Czyli cię Poklus z niém razem wypędził? —
— Nie, matko! — rzekła — dawno nie mam dzieci,
I wnuki moje ode mnie odbiegli!
To obce dziécię, to dziécię Bogini,
Pod twoję, matko, przynoszę opiekę. —
Naówczas długo jęła opowiadać
Naprzód o Mildzie, a potém o sobie,
Swojego życia i losu nie tając.
Strona:Anafielas T. 1.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.
45