Strona:Anafielas T. 1.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.
81

U spodu, młodéj Lazdony dziedzina,
Gęstemi sploty wiła się leszczyna,
Wdzięcznemi łuki gnąc na różne strony.
Z pośrodka dębów, gdzieniegdzie wysmukla
Sosna, u wierzchu ozdobna koroną,
Jakby dziewica do ślubu ubrana,
Wesoło wieńcem niezwiędłym szumiała.
Tu ówdzie biała osina i klony,
I poświęcone Lajmie lipy stare,
Pod poważnemi wyrastały dęby.
A rzadko chwojniak skurczony i biedny,
Jak lud od roli, cherlał na piasczysku.
U stóp drzew kwiaty rozliczne się słały:
Jedne, co jadu strzałóm dostarczały;
Drugie, któremi mądrzy Sigonoci,
Żebrząc po wioskach, od chorób leczyli;
I inne jeszcze, co nieraz do wieńca
Śmiały parobek przynosił Litewce;
Po nad strumyki kwitły owe modre,
Których Nijoła nieszczęsna zachciała,
Które Krumine gorzko opłakała.
Środkiem ostępów rznęły się strumienie,
Okryte gęstém gałęzi sklepieniem,
I uciekały, lękając się ciszy,
Tęskniąc za ludźmi i zieloną łąką.
Szli, a las milczał; tylko czasem krucy
Wrzeszczeli, z wierzchu sosen się zrywając;
To dzięcioł stuknął, wróbel zaświergotał,