Strona:Anafielas T. 2.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.
10

Z trwogą, nadzieją, łzami się podnoszą. —
Jedni upadli na wałach znużeni,
Jakby z dalekiéj tylko co podróży,
Głowy oparli na żylastéj dłoni,
Drudzy cóś radzą, cóś pocichu gwarzą,
A gdy się sługa przybliży zamkowy,
Milkną i patrzą, czekają i idą
Przeciw słów jego, żebrzącém wejrzeniem,
Jak gdyby wieść im przynosił żądaną —
Straszną? wesołą? Nie poznasz po licu —
Cóż to, czy sąsiad stos wojny zapalił?
Czy z ruskiéj, wieści złe, przyszły wyprawy?
Czy Duńczyk na brzeg morski wylądował,
Czy Mongoł w Litwę i Ruś z ogniem kroczy?
Co ich spędziło? Czy łupu nadzieja?
Czyli potrzeba obrony od wroga?
I czemuż wszyscy pospuszczali głowy,
Ciągle patrzając ku bramie zamkowéj?

O! nie strach wojny spędził Kunigasów
Z Żemajtys, Kuru, z Rusi i Jaćwieży —
Głos poszedł Litwą — Ryngold wielki kona; —
I jak w posuchę pożar błota pali
Ognistym pasem, sunąc coraz daléj,
Tak wieść leciała skrzydły sokolemi,
Przez siedém puszczy, aż do siódméj ziemi;
I wszyscy wstali i miecz biały wzięli,
I szłyk na głowę i puklerz do ręki.