Nieraz Mindowsa szeptali dworacy,
Że Trojnat z wojskiem nie idzie z innemi,
Że na dwór jego bić czołem nie śpieszy. —
Lecz on był wszędzie, gdzie rogi zagrzmiały,
Dnia się nie spóźnił na pobojowisko.
I Mindows dumę synowca szanował,
Ani go na dwór ku sobie przywołał,
Dani corocznéj nie liczył tak ściśle.
Znać bał się — może kochał pokryjomu.
A Trojnat żył tak zamknięty w swym grodzie,
Dzieląc czas łowy, wojną, odpoczynkiem,
Przed ogniem swoim dumając domowym,
Lubiąc posłuchać Burtyników śpiéwu.
Nieraz wieczory, nieraz nocy całe,
Dumał na łokciu oparty, gdy siwy,
Ślepy mu starzec nócił dziadów pieśni;
A wówczas piersi wznosiły się w górę,
Oko paliło, za oszczep porywał,
Wstrzęsał rękami, zębami zazgrzytał,
Niemców klnąc, Lachów, Tatar i Rusina.
Lecz niczém jego dla Lachów nienawiść;
Prędzéjby dłoń swą podał Tatarowi,
Prędzéj Rusina ugościł wesoło,
Niżli na widok Niemca się utrzymał.
Jak psy żebraka, Niemca nienawidził,
Czuł go zdaleka i wstrząsał się groźny,
Nie słuchał mowy, nie patrzał postawy,
Dość mu, że Niemiec, ażeby był wrogiem.
Strona:Anafielas T. 2.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.
164