Strona:Anafielas T. 2.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
19

Montwiłł z Trajnysem milczący stanęli,
Piérwszy raz w życiu na siebie spójrzeli
Bez nienawiści, zazdrości i gniewu,
Szukali w sobie swych myśli, przeszłości.

— Zwołać Bajorów, ryczał Ryngold stary,
Niech Kunigasy, hołdownicy moi,
Bajoras śpieszą do mnie i Smerdowie —
Niech przyjdzie Krewe — Pan wasz, schylcie głowy,
Mnie czas do ojców, ja dosyć walczyłem,
Powracam do nich! Zostawiam wam syna,
On pan na Litwie, jemu miecz oddałem,
Mieczem on moim buntownych ukarze,
Padnijcie przed nim, i bijcie mu czołem. —

I izba cała tłumem zaczerniała,
A wszyscy padli i czołem mu bili.
Krewe Xiążęcą czapkę nań nałożył,
Płaszczem osłonił młodzieńcze ramiona,
Ojciec miecz oddał. — Piérwsi wstydem zlane
Bracia mu dumne karki uchylili,
Ale nie dusze. Duszami szarpała
Zazdrość, co gorzéj niż Poklus rwie serce,
Gorzéj niż wilcy dzicy szarpią ścierwa.

Mindowe dumném pójrzał po nich okiem,
Jak niewolników zmierzył wzgardy wzrokiem,
I hołd jak winny od braci przyjmował.