Krewe Krewejta przed wrota zamkowe
Wyszedł, i wołał cisnącym się tłuomóm
Imię Mindowsa, następcy. — Schwycone
Z ust do ust, strzałą na Litwę leciało,
Aż się o morskie obiło gdzieś brzegi,
I na wierzchołkach starych puszcz szumiało.
A w izbie konał Ryngold, olbrzym stary,
Jak gdyby z mieczem oddał resztę życia;
Tak gasnął prędko. — I na Wschód patrzając,
Wyzionął duszę wielką — Poleciała
Na Wschód sokolém skrzydłem w ojców kraju
Spocząć po bojach —
— Mindows u nóg jeden
Klęczał ojcowskich i rękę całował,
Która już zimna, bezsilna leżała —
Martwa na wszystko, na wszystko skośniała —
I tknąwszy miecza nawet nie zadrżała. —
Mindows śmiertelny pot ocierał z czoła,
I oczy zamknął zagasłe na wieki.
— Teraz, jam panem, rzekł do siebie wstając.
Spójrzał po braciach. — Jad z oczu im błyskał.
— I biada zdrajcóm, dodał, zdrajcóm biada!
Bo miecz Ryngolda nie będzie próżnował,
On nie ma pochew, aby się w nie schował,
Krwi pragnie! Dawno jéj już nie kosztował! —